W pewnym momencie poczułem dziwny, znajomy dyskomfort. Rozejrzałem się dookoła i nic.... chmury jak okiem sięgnął. Ta paranoja musi się skończyć - pomyślałem i zabrałem się do roboty.
Już miałem poczuć swego rodzaju ulgę gdy....
Zaraz, zaraz... co, u licha? Gdzie podział się owy charakterystyczny dla otoczenia (i zarazem jedyny) punkt, służący do zaznaczenia mojej obecności?
To niby mój hydrant, ale chyba jestem w stanie dogadać się z tym nowo poznanym malcem. To w końcu pierwsza osoba, z którą uścisnąłem tutaj łapę.
haha świetne :)
OdpowiedzUsuń